OS dedykuję dla Lenka Verdas ;**
~♡~♡~♡~
Dziewczyna o imieniu Martina chodzi do klasy 2 liceum. Jest dość lubianą
uczennicą jednak nie miała szczęścia z chłopakami. Nie to, że była
brzydka czy coś, ale jak już jakiś chłopak ją zaprosił na randkę to mu
się przydarzały wypadki. Raz na jednego chłopaka parę godzin przed
randką zawalił się sufit szkoły i musiał 2 miesiące leżeć w szpitalu,
innego razu dzień przed ich randką chłopak musiał wyjechać do Miami na
stałe do swojej mamy bo miała wypadek i ciągle trzeba się nią opiekować.
Niby to zwykłe wypadki jednak dziewczyna zawsze winiła siebie. Uważała
że ciąży na niej jakaś klątwa. Od dłuższego czasu podoba jej się brunet z
starszej klasy jednak obawia się że jeśli z nim zagada to również
przytrafi mu się coś strasznego. Tai w sobie to uczucie do niego już
prawie rok. Nikt nie wie co do niego czuje. Nawet jej najlepsze
przyjaciółki którym zawsze się zwierzała ze wszystkiego. Nawet jej brat z
którym się zawsze świetnie dogadywała. Nawet jej rodzice których daży
wielkim zaufaniem. Dosłownie nikt. Gdy chłopak chce z nią porozmawiać
zawsze znajdzie jakąś wymówke. Pewnego dnia poszła do szkoły jak zawsze
jednak nie wiedziała, że ten dzień nie będzie zwyczajny jak wszystkie.
Ten dzień zmieni wszystko. Zobaczyła, że wszyscy uczniowie i 2
nauczycieli są na zewnątrz. Stał tam jeszcze wóz strażacki. ,,Ciekawe co
się stało'' pomyślała sobie. Po chwili w oknie ostatniego piętra
zauważyła postać chłopaka ,przeraziła się bo to w nim się zakochała.
Szkoła miała 17 metrów wysokości. Jak najszybciej pobiegła w stronę
wejścia,lecz nauczciele nie chcieli jej wpuścić.
-Proszę mnie wpuścić!-krzyczała.
-Nie możemy.-Odparła dyrektorka.
-Proszę mi zaufać. Wiem co robię. Będzie wszysto dobrze tylko niech pani mnie wpuści.
-Dobrze, jak już musisz. Tylko nie zrób czegoś głupiego. Obiecaj, że wyjdziesz z tego cała wraz z nim.
-Obiecuję - rzuciła plecak koło drzwi i wbiegła na samą górę.
Weszła do klasy w której było pełno strażaków, kazała im wyjść. Gdy wszyscy wyszli, weszła na ławke i stanęła tam gdzie Jorge.
-Wysoko tu.-spojżała na dół, na niego i usiadła na parapet.
-Czemu tu przyszłaś?
-Czemu chcesz to zrobić?-Nieodpowiedziała na jego pytanie ze spokojem.
-Bo nikomu na mnie nie zależy. Dlatego.
-Widzisz tych wszystkich ludzi co są na dole?
-Tak.
-To im nie zależy? Nie płaczą? Nie krzyczą? Nawet twoja mama i tata przyszli tu dla ciebie.
-Im to szczególnie nie zależy! - zobaczyła, że łza spływa mu po
policzku. - Nikomu nie zależy, czuję się samotnie to więc po co mam
żyć?!
Tini wstała i złapała Jorge za rękę.
-To co skaczemy?
-Czemu chcesz skakać? I to ze mną? Przecież ty masz tyle do stracenia.
-Ponieważ nie chcę byś był samotny w ostatniej chwili swojego
życia. Wiesz co? Masz racje. Mam tyle do stracenia. A zwłaszcza ciebie.
Lecz pamiętaj że narażasz swoją rodzinę, znajomych, nauczycieli i...
Mnie na rozpacz. -Nie każę ci skakać ze mną!
-Masz racje. To skaczę sama. - wysunęła nogę za parapet.
-Nie!!!
-No co?
-I po co to wszystko?
-Bo zależy mi na tobie.-Uśmiechnęła się do niego.
-Ci?Ale jak to?
-Powiem ci wszystko tylko wejdź do klasy,proszę.
Jorge niepewnie wszedł i podał rękę Martinie.
Przytuliła go,miała łzy w oczach że mogła stracić ukochaną osobę.
-Posłuchaj...-zrobił krok w jej stronę.
-Nie nic nie mów. Dziś dużo przeżyłeś.-kolejny krok w jej stronę.
-Doskonale.-ujął twarzTini w obie dłonie. - Nie musimy rozmawiać.
Wtedy ją pocałował.
W usta.
~♡~♡~♡~
Cześć i czołem kluski z rosołem :D ! Wracam z wakacji z nowym OS ;** Przepraszam, że taki krótki... Z rozdziałami na moim 2 blogu powróce prawdopodobnie w roku szkolnym c;